Rekolekcje

Rekolekcje Wielkopostne 2011

Rekolekcje Wielkopostne 2011 roku – dla małżeństw w kryzysie, małżeństw niesakramentalnych, osób samotnych oraz cierpiących na różnego rodzaju uzależnienia, prowadził ks. Józef Ciupak SAC

Rozważanie II

Wiara, o której mówiliśmy podczas wczorajszej refleksji rekolekcyjnej – wyraża się/wypowiada/objawia też w modlitwie. Z modlitwy wiara czerpie swój wzrost i dynamikę. Wiara karmi się modlitwą. Dlatego w pierwszym punkcie dzisiejszej medytacji podejmę temat modlitwy (jako swoiste dopełnienie wczorajszej refleksji), by w drugim przejść do tematu niezmienności objawienia i stałości prawd Bożych.
Apostołowie – po ludzku mówiąc – byli szczęściarzami, powiedzieliśmy w języku dzisiejszym, że mieli farta, bo towarzyszyli Jezusowi, słuchali słów Jego modlitwy, patrzyli na cuda i niewytłumaczalne wydarzenia, a mimo to z bezradnością dziecka błagalnie proszą: Panie naucz mnie/nas modlić się. Jest w tym ukryta głęboka prawda – że nie ma w naszym życiu czegoś, co byśmy określili jako nauczenie się modlitwy raz na zawsze. Tak jak zmienia się człowiek, i jak zmienia się jego widzenie i postrzeganie świata, tak też i zmienia się jego modlitwa. Inaczej modli się małe dziecko – wyuczonymi słowami paciorka maminego czy babcinego, inaczej modli się młodzieniec – często zbuntowany czy negujący, odrzucający wszystko i wszystkich; jeszcze inaczej modli się człowiek w sile wieku – zapracowany, zagoniony, umęczony codziennym trudem i znojem, a zupełnie inna jest modlitwa człowieka cierpiącego, przykutego do łóżka czy przeżywającego koszmar bezsennych nocy…… tak wiele mogliby opowiedzieć czy dać świadectwo o mod litwie lub tylko próbach modlitwy – a może i buncie i bezradności – ludzie doświadczający bezsennych nocy…
W modlitwie jednak zawsze będzie chodziło o to, by Chrystusowi ofiarowywać to co jest naszą codziennością, również naszą pracę, omdlałe ze zmęczenia ręce, umęczone nogi, nasze troski, lęki i niepokoje. By naszą modlitwą nie były tylko słowa – nawet najbardziej piękne i wyszukane - wszak wtedy możemy spotkać się z Jezusowym zarzutem, że „ten lud czci Mnie ustami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno…
Potrzeba nie tylko słów wyuczonych pacierzy, ale też modlitwą winien stawać się nasz trud codziennego życia. By ofiarowywać Chrystusowi to zmęczenie, które sprawia, że zasypiamy podczas wieczornego pacierza… wszak z pewnością Jezusowi milsza jest modlitwa naszego umęczenia, które wynika z podejmowanych trudów dnia codziennego, niż modlitwa wieczorna – nawet i sprawnie i poprawnie odmówiona – po dniu leserstwa czy obijania się; niech Rodzice od czasu do czasu wzbudzą rano intencję dnia za dziecko, z którym traci się kontakt, czy rozmija się coraz bardziej w szarej codzienności. Niech żona ofiaruje wzbudzoną intencją trudy dnia za męża, z którym coraz trudniej o zgodę i harmonię; a mąż w podobny sposób niech poranną intencją dnia omadla żonę… Ileż to kryzysów inaczej by się potoczyło, gdyby ludzie tracący ze sobą kontakt, modlili się za siebie… albo jeszcze: by pomodlili się razem…
Kolejna kwestia związana z życiem modlitwy, to niedzielna Msza św. O tym obowiązku przypomina nam jedno z przykazań kościelnych. Jednak niedzielną Mszę powinniśmy traktować nie jako prawny, jurydyczny, czczy, formalny obowiązek, który trzeba zaliczyć; ale jako potrzebę serca. Zauważmy – każda organizacja ma coś specyficznego, co wskazuje na członkostwo w niej, czy na przynależność do tej organizacji. Może to być legitymacja, strój – ubiór, czy nawet kolor krawatu. W sytuacji katolika – to poza jakością życia, tym co wyróżniać nas powinno spośród innych, to coniedzielna Msza i codzienna modlitwa. Zauważmy – jeżeli w niedzielę nie ma w naszym życiu obecności na Mszy, to czymże nasza niedziela różni się niedzieli osoby niewierzącej. Tylko w sytuacji osoby niewierzącej nieobecność na Mszy jest logiczną konsekwencją wybranej opcji światopoglądowej, natomiast w naszym życiu jest to poważna niekonsekwencja. Na Eucharystię winniśmy przychodzić z naszym światem, z tym co dobre, wspaniałe – by dzielić się z Nim tą radością i zapraszać Go do współprzeżywania tej radości. Ale i z naszymi bólami i bezradnością, by prosić Chrystusa, by był w naszym życiu „na dobre i na złe”. Podczas Eucharystii niech na patenie – podczas ofiarowania – obok hostii będą składana nasze codzienne sprawy, też ludzie kochający i kochani, jak również i ci, z którymi tak trudno się nam porozumieć. Z tą nadzieją i pewnością, że jak biały chleb podczas Eucharystii w Pańskie ciało się przemieni, tak i złożone przez nas kłopoty i trudności umocnione zostaną łaską Pana.
Wiara i modlitwa, to nie tylko słowa, aczkolwiek konieczne i nieodzowne. Nie chodzi o to, byśmy deklarowali, że jesteśmy spod znaku Chrystusa, ale by inni patrząc na nas, na jakość i kształt naszego życia, wiedzieli o tym nie z naszych słów czy deklaracji, ale by to jednoznacznie wynikało z tego, jak żyjemy, jak się zachowujemy i jak postępujemy w naszej codzienności.
Punkt drugi dzisiejszej refleksji, to niezmienność objawienia i stałość prawd Bożych i fundamentalnych zasad moralnych. Żyjemy dziś w świecie znaczonym niebywałym tempem życia. Szczególnym znakiem czasu jest też postęp/rozwój wiedzy i nauki. Mówi się, że żyjemy w trzecim/czwartym przyśpieszeniu – a coraz więcej jest spraw, które powinny być zrobione/gotowe na wczoraj czy nawet przedwczoraj… Wszystko dziś się zmienia – przeobraża, – świat nas otaczający jest w nieustannym ruchu – zmienia się, porusza, staje się, na nowo konfiguruje. Można odnieść wrażenie, jakby nic nie było na tym świecie stałego – swoistego Konstans.
Niegdyś obraz świata był bardziej statyczny i niezmienny. Wszystko wydawało się ludziom trwałe, nienaruszalne, takie samo/niezmienne przez całe lata, a nawet wieki. Książka była książką – biblioteka biblioteką; atlas atlasem – a dziś książkę można czytać patrząc w ekran komputera lub ze słuchawkami na uszach; nie wychodząc z mieszkania można zaglądać do różnych bibliotek/księgarń i wertować ich zasoby/księgozbiory; a miejsce atlasu zajmuje GPS bezbłędnie doprowadzający do każdej miejscowości, czy pod wskazany adres.
W konsekwencji tych ustawicznych zmian, w świadomości ludzi może utrwalać się/wytwarzać przekonanie, że także prawdy wiary i zasady moralne należy traktować jako rzeczywistość podlegającą prawu zmienności – najlepiej by było, gdyby to od nas zależało, które przykazania są jeszcze dziś aktualne, a które należałoby już złożyć do lamusa czcigodnej historii… które prawdy wiary trącą dziś myszką staroświeckości… nieżyciowości, niewspółczesności… najlepiej by było, gdyby tak poddać je pod osąd społeczności - w referendum czy też jakimś plebiscycie – w które prawdy wiary jeszcze należy wierzyć, które przykazania zachowywać, a które odrzucić… może ukształtowała by się jakaś większość za jednymi przykazaniami a przeciwko innym… można by przeprowadzić akcję promocyjną/reklamową za jakąś prawdą wiary, lub przeciw jakieś nieracjonalnej prawdzie wiary… bo przecież nic o nas bez nas…. Swoiście może nam grozić, że prawdy wiary dostosowujemy do poziomu i jakości naszego życia – a nie odwrotnie: że naszym życiem staramy się dorastać do prawd wiary.
I w tym dzisiejszym świecie – który jest znaczony targowiskiem próżności i zgiełkiem informacyjnym, reklamowym – kiedy mówi do nas już nie tylko radio, TV, prasa, ale też portale internetowe i społecznościowe, tabloidy – coraz trudniej jest usłyszeć Boga i Jego niezmienne przykazania.
A te zauważalne/dostrzegalne w dzisiejszym świecie trendy i mody chciałyby niekiedy też odrzucić stałe zasady moralne, czyli jakiekolwiek zakazy czy nakazy moralne. Jest to czynione w imię wolności: bo człowiek jest wolny i niczym, jak też nikim nie może być ograniczany. Nic i nikt nie może go tłamsić, niczego mu nakazywać, do niczego zmuszać…
Owszem – religia to już dziś nie jest opium dla ludzi, jak twierdzili ideolodzy minionej epoki. Istnieje przyzwolenie społeczne na religię, ale na taką religię, która byłaby elementem łączącym ludzi, pełniłaby jakieś tam funkcje terapeutyczne, podejmowałaby działania charytatywne i dawałaby ludziom potrzebne im przeżycia/doznania, a zwłaszcza poczucie bezpieczeństwa; ale już trudniej o miejsce i społeczne przyzwolenie na religię stawiającą ostre i jednoznaczne wymagania i głoszącą niezmienne prawa moralne. Niekoniecznie mile jest widziana religia, która białe białym nazywa, zło złem, świństwo świństwem. Która mówi: wasza mowa niech będzie „tak-tak”; „nie-nie” – a co nadto, to od złego pochodzi. Taka religia nie jest dziś popularna na salonach czy współczesnych areopagach; taka religia trąci myszką staroświeckości; i zdaje się być w opozycji do trendów kultury masowej.
Jeśli Bóg istnieje, to po to – mówią niektórzy – aby służyć człowiekowi. W tym ujęciu to nie człowiek ma służyć Bogu, lecz Bóg człowiekowi, dając mu poczucie bezpieczeństwa i akceptując jego wolność do wszystkiego i od wszystkiego. Religia powinna pocieszać i wzmacniać/zaspokajać potrzeby bycia razem. Jeśli natomiast stawia jakiekolwiek wymagania, jeśli domaga się opanowania, ofiarności, służby i wyrzeczenia - należy ją odrzucić jako anachroniczną, nieżyciową. I niektórzy ludzie ulegają tym trendom mówiąc: religia - tak, ale Kościół z jego integralnym depozytem wiary i wymaganiami moralnymi – nie.
Z takiego oto klimatu społecznego rodzi się między innymi selektywne/wybiórcze traktowanie wiary katolickiej z jej wymogami moralnymi, co wyraża się w słyszanych przez nas niekiedy sformułowaniach: jestem katolikiem, ale nie odpowiada mi jedna czy druga prawda wiary, albo to czy tamto przykazanie itd. Skoro wszystko się zmienia – myślą tacy ludzie – to zmianom powinien podlegać także depozyt wiary katolickiej, a zwłaszcza obraz Boga, a także obraz religii, Kościoła, człowieka, prawa moralnego itd.
Współczesny angielski poeta Steave Turner w swoim pełnym ironii i prześmiewczego sarkazmu wierszu zatytułowanym ,,Credo” tak przedstawia światopogląd współczesnego człowieka:
Wierzy tylko w to, że Jezus był dobrym człowiekiem, podobnie jak Budda, Mahomet i my sami.
Wierzy, że był niezłym kaznodzieją, choć nie uważa, żeby wszystkie jego morały były dobre i potrzebne i na czasie… na topie
Wierzy, że wszystkie religie są w zasadzie takie same, ponieważ wszystkie wierzą w miłość i dobroć, a różnią się jedynie takimi drobiazgami/szczególikami, jak: stworzenie świata, grzech, niebo, piekło, Bóg i zbawienie.
Wierzy w to, że po śmierci jest tylko nicość, a jeśliby tam jednak coś mimo wszystko było, to bez wątpienia będzie to niebo dla wszystkich; no, może z wyjątkiem Hitlera, Stalina i Dżyngis-chana…
Wierzy w seks przed małżeństwem, w czasie małżeństwa i po nim. Wierzy, że cudzołóstwo to frajda. Wierzy, że ,,seks inaczej” – też.
Wierzy, że wszystko idzie ku lepszemu. Wbrew nawet temu, na co wskazują dowody.
Wierzy, że coś jednak jest w horoskopach, w UFO i w wygiętych na odległość przez medium łyżeczkach.
Wierzy w końcu głęboko w to, że nie ma żadnej prawdy absolutnej – z wyjątkiem prawdy, że nie ma absolutnej prawdy.
Nie uciekniemy jednak – nawet gdybyśmy tego bardzo pragnęli – przed pytaniem aktualnym w każdym czasie i epoce: Jak żyć? Na jakich wartościach budować, by nie było to budowanie na piasku? By wznoszony dom nie rozleciał się na pierwszym lepszym wirażu, na zakręcie – niekoniecznie historycznym... Gdzie poszukiwać skały, na której można się oprzeć a nie zachwiać, nie potknąć i nie upaść? Bo jest prawdą, że budowanie na piasku jest łatwe, efektywne i szybkie – ale tylko do momentu nadejścia wichrów i wezbranych rzek. Wystarczy silniejsza wichura – niekoniecznie już tsunami – by takie budowle rozleciały się jak domek z kart ułożony. Natomiast jest też prawdą, że budowanie na skale wymaga wzmożonego wysiłku, jest procesem zdecydowanie dłuższym, wymagającym większego trudu i mozołu. Ale tylko takie budowle, do skały przytwierdzone, na skale osadzone – jak giganty – mogą być odporne na uderzenie czasu, ostoją się przed wszelakiego rodzaju nawałnicami i żywiołami. Odpowiedź jest jedna – trzeba budować.
Tym, co niezmienne, wieczne i trwałe, i co chcemy podczas tych rekolekcji sobie przypominać – to Bóg, to Dekalog, to Kazanie na Górze. Dlatego prośmy tak jak wczoraj: „Panie, przymnóż mi wiary”; „wierzę, ale zaradź memu niedowiarstwu”; „Panie naucz mnie modlić się” – nie tylko słowami, ale codziennym życiem.