Rekolekcje

Adwent 2010

Rekolekcje adwentowe 2010 roku – dla małżeństw w kryzysie, małżeństw niesakramentalnych, osób samotnych oraz cierpiących na różnego rodzaju uzależnienia, prowadził ks. Bogusław Szpakowski, pallotyn

Rozważanie paschalne II

Z własnym lękiem należy się spotkać

Rozpocząć z nim dialog. Zapytać się siebie, co mi rzeczywiście zagraża? Co złego może mi się stać? To pozwoli nam nazwać nasze lęki. A to co nazwane, zostaje oswojone, staje się mniej groźne, ponieważ zyskujemy panowanie naszej świadomości nad naszymi lękami. Dalej warto rozróżnić lęki realne od wyobrażonych. Być może, że programujemy nasz umysł lękowymi oczekiwaniami, które mogą się okazać daremnymi w rzeczywistości. Może odkryjemy, że wiele naszych lęków zostało zaszczepionych w przeszłości i należą one do naszych rodziców, czy też do innych ważnych dla nas osób. Warto zatrzymać się przy lękach religijnych. Jaki obraz Boga wyłania się z naszego lęku? Bóg Łaskawy, czy Sędzia nielitościwy? Wielu dziś chrześcijan przesadnie lęka się mocy szatana. Kto ten lęk w nich zaszczepia? Czyż życie nasze nie należy do Boga? We współczesnej naszej polskiej duchowości pojawił się nurt pesymistyczny, skupiony głównie na działaniu szatana. Duchowość podejrzliwości, nadmiernego moralistycznego osądu i nieufności. To smutne zjawisko, które w imię Ewangelii nadziei należy przezwyciężyć. Ewangelia uczy nas przerastać nasze lęki i wspiera rozwój naszego zaufania i nadziei. „Przyjdź Panie Jezu, obudź nas z letargu lęku, abyśmy mogli żyć w ufności i nadziei”. Słowa tej prostej modlitwy mogą stać się naszą modlitwą. Modlitewne zawołanie „Jezu ufam Tobie” pozwala nam przekraczać zwątpienie i nieufność, rodzi błogosławieństwo wiary w moc Boga.

Lęk przed oceną

Prawda o sądzie ostatecznym dla wielu chrześcijan budzi dreszcz lęku i niepokoju. Źródło tego lęku należy szukać w naszych egzystencjalnych doświadczeniach. W każdym z nas drzemie lęk przed oceną. Ocenę najczęściej utożsamiamy z oceną niedostateczną. Obawiamy się, że źle wypadniemy w cudzych oczach, zostaniemy wyśmiani, surowo skrytykowani, odrzuceni. Wiele osób ukształtowało w sobie zaniżoną ocenę samych siebie. Uprawia nadmierną samokrytykę. To ci, którzy byli wychowywani według imperatywu: „nie chwalić, bo spocznie na laurach”. Zasiany w podświadomości lęk budzi w nas obawę, że Bóg nas negatywnie ocenia. Przecież nie jesteśmy doskonali, bezbłędni i bezgrzeszni. Często kaznodzieje pokazują nam tę ciemną stronę życia. Zapominamy, że Pan oczekuje od nas zaufania. Zaufanie, a nie doskonałość jest fundamentem relacji z Nim. Łazarz został wskrzeszony nie dlatego, że był doskonały, nieskalany, ale dlatego że był zaprzyjaźniony z Jezusem.

Nawyk sądzenia

– to częsta skłonność ludzi pobożnych. Czynimy to, czego się boimy. Ocena, osąd, etykieta utrudnia nam zrozumienie siebie i innych. Dlatego Jezus nauczał: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni” (Łk 6,37). Im mniej sądzimy innych, tym bardziej ufnie oczekujemy spotkania z Jezusem w godzinie naszej śmierci. Św. Paweł studził zapędy osądzania wśród chrześcijan, pisał: „Nie sądźcie przedwcześnie dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte i ujawni zamiary serc” (1Kor 4,5).

Wewnętrzny sędzia lęku

Doświadczenia bycia karanym utrudnia nam myślenie o sądzie ostatecznym. Zwłaszcza osoby, które doznały różnych kar fizycznych czy psychicznych, podświadomie oczekują kary wymierzonej przez Boga. Uczucia bezsilności, bezradności, pasywności, które towarzyszą wtedy, gdy jesteśmy karani mogą gasić w nas ufność wobec Łaskawego Boga. Szczególnie dotkliwa jest kara nieproporcjonalna do przewinień, kara niesprawiedliwa, bądź automatyczna. Być może oczekujemy, że Bóg zachowa się wobec nas jak bezwzględnie sprawiedliwy sędzia, który nie pyta o motywację zachowań, a jedynie odważa ludzkie czyny i wymierza karę. A może to w nas samych zamieszkuje wewnętrzny sędzia impulsywny, apodyktyczny, nielitościwy?
Dlatego nie potrafimy sobie samym wybaczyć słabości, błędu, grzechu, a nawet sami siebie karzemy. Osoby, które zostały skrzywdzone przez innych i nie miały możliwości rozliczenia się z nimi, wymierzenia im sprawiedliwości, mogą przechowywać w sobie urazę i pragnienie odwetu. Ślepa zemsta, mściwość to pragnienie, by na winowajcę spadło większe zło niż je popełnił. Niektórzy chrześcijanie wplątują w wyobrażenie o sądzie swoje własne poczucie zemsty. Szczególnie w ich ustach brzmi polskie przysłowie: „Bóg jest nierychliwy, ale sprawiedliwy”. Zdarza się, że osoby pobożne, które starają się żyć zgodnie z Bożymi Przykazaniami, czerpią rekompensatę za poniesione frustracje na swojej drodze, licząc na to, iż mniej pobożni zostaną surowo osądzeni, ponieważ dogadzali sobie w życiu. Jak wiele pokładów agresji znajduje się w tego typu pobożności. Wielu chrześcijan o posępnych twarzach nie toleruje ludzkiej radości i śmiechu. Skoro żyjemy na „łez padole” należy żyć ze śmiertelną powagą i nie pozwalać sobie na uciechy życia. „Śmieje się ten, kto się śmieje ostatni”, brzmi polskie porzekadło. Jest ono zapowiedzią surowego wyroku na sądzie ostatecznym. A wtedy śmiech szybko umilknie i pojawi się „płacz i zgrzytanie zębów”. To bardzo perwersyjna wizja sądu, nacechowana zawiścią i złością ludzi nieszczęśliwych, którzy zniekształcają ducha Ewangelii.