Rekolekcje

Adwent 2010

Rekolekcje adwentowe 2010 roku – dla małżeństw w kryzysie, małżeństw niesakramentalnych, osób samotnych oraz cierpiących na różnego rodzaju uzależnienia, prowadził ks. Bogusław Szpakowski, pallotyn

Rozważanie paschalne IV

A co z piekłem?

F. Dostojewski twierdził, że piekło to utrata zdolności do miłości. „Kto nie miłuje trwa w śmierci” (1J 3,14), pisze św. Jan.
Piekło to stan nie miłowania, „płacz i zgrzytanie zębów”, czytamy w Ewangelii (Por Mt 25,30). Osoby, które utraciły zdolność miłości, tworzą piekło na ziemi. Rozsiewają wokół siebie zwątpienie, smutek, gorycz, tłumią w sobie i w innych nadzieję i radość. Podcinają skrzydła życia i kreatywności sobie i innym. Św. Jan uważa, że łaska Boga urzeczywistniła się w Jezusie Chrystusie. Dlatego pisze: „kto w nie wierzy, już został osądzony, ponieważ nie uwierzył w to, kim jest jednorodzony Syn Boży (J 3,18). Kto nie wierzy, że Chrystus może udzielić mu łaski, ten sam odrzuca łaskę. Bóg szanuje dar wolności, który podarował człowiekowi. On nie manipuluje nami, nie uwodzi nas. W Bogu nie ma przemocy. On respektuje naszą wolność, którą nam darował. Miłość zwycięży tam, gdzie zostanie przyjęta. Jak długo może trwać człowiek w swojej zaciętości wobec miłości Boga?
Czy nierozsądny upór woli wobec zbawczej miłości Boga można nazwać wolnością? Czy nie jest to raczej wolność zaślepiona, chora, potrzebująca uzdrowienia? „Miłosierny jest Pan i łaskawy nieskory do gniewu i bardzo łagodny” (Ps 103,8), pisze psalmista. Czy człowiek przyjmie miłość Boga i Jego zbawienie? Czy może sprzeciwiać się zbawczej woli Boga i trwać w uporze przez całą wieczność? Musimy pamiętać, że istnieje możliwość piekła, nawet jeśli nikomu się go nie życzy. Na pewno to nie Bóg będzie nas wrzucał do piekła, lecz my sami stworzymy je w sobie, jeśli nie otworzymy się na miłość Boga oraz odrzucimy propozycję zbawienia.

Śmierć nie jest unicestwieniem naszego istnienia

Śmierć zabiera nam życie, bliskich i wszystko to, co jest nam znane i drogie. Dlatego na myśl o śmierci odczuwamy smutek a nawet złość i bunt. Śmierć jawi się nam jak złodziej. Wiara chrześcijańska pozwala nam przekroczyć nasz lęk, smutek i złość. Bowiem śmierć nie jest unicestwieniem naszego istnienia, naszego osobowego życia, ale jest zwornikiem transformacji, przemienienia przebóstwienia. Gdy św. Franciszek z Asyżu mierzył się z tematem śmierci, to doszedł do przekonania, że jest ona naszą siostrą, która pozwala nam się ponownie narodzić do życia wiecznego. Każdy z nas w swoim własnym tempie może oswoić się ze śmiercią. Owocem tego procesu jest wzrost zaufania, pojednanie, pokój, nadzieja zbawienia, a nawet wdzięczność. Jezus pokazał swoim uczniom i nam, co stanie się z nami po śmierci, w tajemnicy przemienienia. „Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17,1–7) zapisał ewangelista Mateusz.
Na smoleńskim lotnisku z rozbitego samolotu zbierano szczątki ludzkich ciał. To bardzo wstrząsający obraz po katastrofie, która wydarzyła się 10 kwietnia 2010 roku. Równie przykry jest widok ludzkich ciał dotkniętych różnymi chorobami, zwłaszcza nowotworowymi. Śmiertelna choroba wyniszcza ludzkie ciało, które obumiera jak pszeniczne ziarno rzucone w ziemię. Metaforą ziarna posłużył się św. Paweł, aby wyjaśnić nam tajemnicę transformacji, przemienienia. „Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe. Jeśli jest ciało ziemskie, powstanie też ciało niebieskie”(1 Kor 15, 42–44). Jak to się stanie? Nie wiemy. Wieczność przekracza nasze możliwości poznawczej eksploracji. Zmartwychwstanie Jezusa dokonało się bez świadków. Grób Pana pozostał pusty. W życiu doczesnym nie mamy jeszcze takiej percepcji, aby dostrzec rzeczywistość radykalnie nową, rzeczywistość zmartwychwstania. Dlatego zmartwychwstanie Chrystusa dokonało się bardzo dyskretnie, zostało ono zasłonięte dla ludzkich oczu. Bóg nie chce porazić człowieka światłem wieczności. Nie jesteśmy przygotowani, aby ujrzeć światło wieczności i pozostać przy życiu. Musimy pogodzić się z naszymi duchowymi granicami. W Księdze Wyjścia czytamy: „Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu” (32,20).

Nasze oszpecone i zniszczone ciała

Ostatecznie każdy z nas zrozumie zmartwychwstanie, kiedy sam zostanie nim dotknięty. Ufajmy, że dla Boga wszystko jest możliwe. Ufajmy mocy Boga, która jest mocą życia! „Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność”(1 Kor 15, 51. 53), proklamuje św. Paweł. Ufajmy, że nasze ciała zostaną wypełnione zbawczą miłością Boga, która stwarza i ożywia. Nasze oszpecone i zniszczone ciała staną się piękne i jaśniejące jak ciało Pana na górze Tabor.

Prawdziwe życie

Czy rozważania na temat śmierci i wieczności mogą mieć wpływ na nasze codzienne życie? K. Marks zarzucał chrześcijaństwu, że zajmuje się wiecznością rozpraszając ludzką energię, którą należy użyć, by zmieniać doczesność. E. Bloch uważał, że chrześcijanie karmią się utopijną nadzieją. Otóż mamy tu do czynienia z paradoksem. Świadomość ostatecznego przeznaczenia wzmacnia w nas poczucie życia, pełnego zaangażowania w sprawy doczesności. Życie i śmierć stanowi jedno kontinuum. Kto przekracza lęk przed śmiercią, ten nie obawia się życia. Afirmuje życie, świętuje je i wznosi toast „za życie”!
Nadzieja życia wiecznego zaprzecza daremności życia, naszego wysiłku, starania się. Prawdziwe życie zaczyna się w doczesności. Bóg ceni doczesność jak ziarno, które zostanie przyodziane w niezniszczalność. My również powinniśmy cenić sobie nasze życie. A żyć prawdziwie to doświadczać radości i smutku, rozkoszy i bólu. Żyć prawdziwie to zaangażować się we własny rozwój, kochać siebie i innych, nieustannie tworzyć dobro. Być zajętym nie sobą samym, ale ważnymi sprawami, które niesie ze sobą życie. Żyć prawdziwie to stawiać czoło trudom życia. Św. Paweł zachęca nas, abyśmy się nie zniechęcali piętrzącym się trudnościom. Apostoł pisze: „Nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu, gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy wpatrujemy się nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne przemija, to zaś co niewidzialne, trwa wiecznie” (2Kor 4, 16–18).
Żyć prawdziwie to żyć pełnią życia. Nasz Pan nie wymaga od nas pogardy dla życia, wyrzeczenia się życia, umartwienia, surowości. On chce, abyśmy w życiu praktykowali miłosierdzie. Pan powiedział: „idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9,13). Jezus oczekuje od nas zaufania i wolności od osądów i potępień nas samych i naszych bliźnich. A to nie jest dla nas łatwe wyzwanie. W codzienności niemalże automatycznie potępiamy samych siebie i innych. To trudny do wykorzenienia zły nawyk. Postawy miłosierdzia musimy się uczyć i ją codziennie praktykować.

Czas apokalipsy

Wielu współczesnych odczytując znaki czasu uważa, że nasz XXI wiek jest czasem apokalipsy. Ojciec Joachim Badeni, dominikanin, podyktował swoją ostatnią książkę zatytułowaną „Uwierzcie w koniec świata”. To bardzo cenna lektura, należy ją przeczytać. Oczekiwanie na ostateczne przyjście Mesjasza jest żywo obecne w sercach pobożnych żydów. Chrześcijanie modlą się słowami apokalipsy św. Jana „Przyjdź Panie Jezu!” (Ap 22,20). Nie wiemy kiedy ponownie przyjdzie Pan, aby zakończyć dzieje ludzkości. Jedno jest pewne, że On przyjdzie. A wtedy może okaże się, że nadzieja żydów i chrześcijan osiągnie swoje spełnienie w osobie Jezusa Chrystusa. To prawda, że współczesna ludzkość może doprowadzić świat do zagłady. Jeśli nawet tak się stanie, to świat ocali miłość Boga. Miłosierdzie Boga zwycięży.

Paruzja

– to ostateczne zwycięstwo dobra nad złem. W tym zwycięstwie objawi się moc Boga. Oczekiwanie na powtórne przyjście Pana jest wyrazem naszej wiary. Tęsknota za Tym, który Jest i który Przychodzi należy do dynamiki osobistej relacji z Bogiem. Oczekujmy przyjścia Pana w sposób godny, z podniesionym czołem, wyprostowani, pełni gracji i spokoju ducha. Ojciec Mieczysław Bednarz, jezuita napisał krótką prostą modlitwę: „Przyjdź Panie Jezu, przyjdź Duchu Święty, prowadźcie nas do Ojca. Amen”. Ta modlitwa może kształtować w nas postawę pogodnego oczekiwania na przyjście Pana.