Świadectwa

Dobro jest

Pisać o sobie jak się komuś pomogło, jest dla mnie trudniejsze niż myślałam. Może więc skupię się na razie na dobru jakiego JA doznałam od innych. A doznałam tego bardzo dużo, i właściwie mogłaby z tego powstać może niewielka, ale jednak książeczka.

Dobrem największym w moim odczuciu są ludzie którzy nas otaczają. Dobrem może okazać się i zło nawet jakie w danym momencie się nam dzieje, albowiem z niego też może wyniknąć dobro piękne i wspaniałe.

Dzielnica w której mieszkam, Saska Kępa, uchodziła za dzielnicę bezpieczną. Bez obawy zatem parę lat temu wracałam z uroczego wieczoru w ówczesnym "saskokępskim" kabarecie "Cafe Teatr" na Francuskiej. Wieczór ten, jak zawsze, skończył się późną nocą, po oficjalnym bowiem występie Basi i Jacka Bursztynowiczów przy akompaniamencie Janusza Tylmana, wszyscy razem tzn. I występujący artyści i my - niewielka wprawdzie ale zawsze widownia - siedzieliśmy razem przy jednym stole, gawędziliśmy, śmialiśmy się itd.

O godzinie 2giej w nocy naszeszła chwila pożegnania. Kawiarnia w której to miało miejsce, mieściła się o 10 minut od mojego domu, spacerkiem. Wszyscy namawiali mnie: Dorota, weź taksówkę. Gdzieee tam, odmówiłam i prawie ich wyśmiałam. Toż to ja jestem u siebie, znam tu każdy kąt, to jest bezpieczna ulica... Pożegnaliśmy się, koleżanki poszły w swoim kierunku, ja w swoim.

Kiedy już byłam o pięć minut od mojego domu, nagle usłyszałam za sobą pośpieszne kroki. Zanim pomyślałam że za chwilę może się coś złego stać, to coś złego już się stało. Już mnie ktoś kopnął z tyłu w zgięcie pod kolanem, już leżałam na ziemi, już ktoś szarpał na mnie ubranie, już mnie przyduszał, już miało dojść do czegoś dla kobiety najgorszego. Pomimo że wokół nie było nikogusieńko, wrzeszczałam na całe gardło. Dostrzegłam jednak pomiędzy uderzeniami, przyduszeniami i kopniakami kątem oka grupkę młodych chłopaków biegnących ku mnie. Pomyślałam wtedy "NO TO KONIEC". Ale nie, to nie był koniec. Ci młodzi ludzie - lokalne pijaczki siedzący na podwórku pijący piwo - usłyszeli moje krzyki i wybiegli mi na pomoc. Gdyby nie oni, mój Boże, gdyby nie oni...

W jednej chwili mój napastnik ograniczył się jedynie do zerwania mi torebki z ramienia. Nawet nie musiał mi zresztą zrywać, bowiem jak ja zobaczyłam że sięga po moją torebkę, sama wyciągnęłam rękę żeby mu ułatwić, żeby już tylko mnie nie kopał i nie bił. Było tam wszystko co miałam, klucze, pieniądze, dowód osobisty, telefon komórkowy i mój największy skarb - aparat cyfrowy.

Młodzi ludzie zadzwonili po policję, zostali ze mną do chwili przyjazdu policji. Policja przyjechała szybciutko. Zabrali mnie do radiowozu, na komendę. Przesłuchiwała mnie kobieta. Przesłuchiwała cierpliwie, parę razy podawała mi wodę. Nie miałam zupełnie odczucia ze jestem źle traktowana przez policję. Nic a nic.

Na komisariacie spotkał mnie mój sąsiad, po którego zadzwonili moi wybawcy. Przywiózł mnie do domu, wyważył zamek, pomógł ile mógł. No ale tu sie zaczęły dla mnie schody. Dopiero jak się znalazałam w domu, zaczęłam odczuwać po prostu zwyczajny strach. Bałam się ruszać po własnym domu, bo wszędzie słyszałam za sobą te pośpieszne kroki.

I tu jestem wdzięczna osobom, z którymi spotykam się na czacie w necie. Mój Boże, ile osób wtedy przesiedziało ze mną pół nocy po ich stronie monitora, żeby dotrzymywać mi w pewnym sensie towarzystwa. Ja bowiem bałam się nawet pójść do łazienki w nocy. Dzwoniłam wtedy do mojego znajomego, nawet o drugiej w nocy, i dopiero jak słyszałam jego uspokajający głos prowadzący mnie do tej łazienki, byłam w stanie pójść.

Nie wiedziałam, w jaki sposób mogę najlepiej podziękować moim wybawcom z tej nocy. Usiadłam po prostu do komputera i napsałam tekst w którym podziękowałam za ratunek, za nie pozostawienie mnie samej, za zadzwonienie po policję, w ogóle za okazaną mi pomoc. Wydrukowałam to w kilkudziesięciu egzemplarzach i porozwieszałam na okolicznych drzewach, domach, klatkach schodowych.

I jakoś tak dziwnie, minęły lata, a do dzisiaj jeszcze jacyś młodzi nieznani mi młodzi chłopcy mówią mi dzień dobry na ulicy w tamtej właśnie okolicy.

Z wielu sytuacji w których dzieje się zło, może wyniknąć jakieś dobro. Ja dzięki tamtej nocy przekonałam się, że DOBRO JEST, że znieczulica go nie zwyciężyła.

Dorota