Świadectwa

Głodna

Wracałam do domu po nabożeństwie wieczornym.. Była późna jesień i dość wcześnie robi się ciemno. Wsiadam do tramwaju na Starym Mieście i jadę w kierunku Woli. Dość dużo pasażerów wraca do domów. Pośród nich kobieta w młodym wieku - prosiła o parę złotych na jedzenie. Pasażerowie byli obojętni. Ja także na nią tylko spojrzałam. Zaniedbana, źle ubrana, niedomyta, nieuczesana i bardzo wychudzona. Choć patrzyłam na nią z litością, nie miałam jednak zamiaru dać jej nawet przysłowiowego grosika, tym bardziej, że podejrzewałam, że to narkomanka..

Próbowała wysiąść przy pl. Bankowym, ale cofnęła się i jechała dalej. Wykorzystałam ten moment i zaczęłam do niej mówić: Jesteś młoda, gdzieś przecież masz dom rodzinny, rodziców, którzy na ciebie czekają.. Co z siebie zrobiłaś? Jak ty wyglądasz... itd?

Odpowiedziała nieśmiało: ,,Nie mam domu. Rodzice wyrzekli się mnie i wyrzucili z domu. Śpię na klatkach schodowych...

I jeszcze coś mówiła, ale spokojnie i bezpretensjonalnie. A ja miałam do niej żal za to, co ona zrobiła ze swego życia.. A może była uzdolniona i wcale nieźle się uczyła.. Dlaczego nie jest taka, jak jej inne rówieśnice w tramwaju? Była we mnie nawet odrobina złości.

Dziewczyna wysiadła przy ul. Jana Pawła II.. Ja pojechałam dalej. Wysiadłam na swoim przystanku i wędrowałam do domu. W uszach brzmiał mi jej głos. Ale bez wzruszenia poszłam do domu.. Po godzinie, kiedy już odmówiłam modlitwy wieczorne i przygotowałam się do snu, jej głos coraz bardziej brzmiał mi w uszach: ,,Proszę o coś do zjedzenia". Wygląd tej dziewczyny stał mi w oczach..

Ubrałam się i wyszłam w kierunku ul. Jana Pawła II, aby szukać tej głodnej i wołającej o jedzenie dziewczyny. Na przystanku już jej nie było. Rozglądałam się wokół. Na próżno. Podjechałam przystanek tramwajem. Szukam.. Podchodzę w kierunku ,,Grubej Kaśki". O tak! Siedzi! Ta sama! Siedzi na chodniku pod drzwiami do kawiarni Mcdonald´s. Podeszłam bliżej. Już nie prosiła, ale się rozglądała, czy może ktoś z litości rzuci jej na kolana jakiś kąsek. Po chwili przykucnęłam przy niej i zapytałam jakby nigdy nic: Czy już coś jadłaś? - Nie jadłam. - A co lubisz? Na co masz chęć? Czy lubisz kurczaka? Tak - odpowiedziała. Przyniosłam porcję kurczaka, frytki i pepsi colę. Popatrzyła spokojnie i ,,rzuciła się" na jedzenie, a potem podziękowała, chociaż nie zależało mi już na wdzięczności, ale na tym, że mogłam coś ze swego jej dać. Wróciłam do domu i modliłam się za wszystkich, którym los się nie ułożył, którzy naprawdę są sami i liczą na naszą pomoc.

WK