Świadectwa
Trudna pomoc
Szpital, pokój dwuosobowy. Jest pacjentka, która nie odpowiada na ,,Dzień dobry”. Trudne wejście. Mam być tu dość długo. Do sąsiadki przychodzi w odwiedziny codziennie cała rodzina. Mąż dwoje dzieci, zięciowie, wnuki. Widać, że bardzo się kochają i nawzajem troszczą się o siebie. Pacjentka nadal smutna, zadumana, zamknięta w sobie.
Wychodzę z sali, a za mną mąż chorej. Opowiada mi o beznadziejnym stanie zdrowia żony. Jest zrozpaczony, tak samo cała rodzina, która z trudem opanowuje się w czasie wizyt. Pyta, czy mogę jakoś pomóc jego żonie, bo z nimi nie chce już rozmawiać. Stan beznadziejny. Była w innym szpitalu, teraz tu z uwagi na konieczność stałej opieki lekarskiej, ale wiadomo, że lekarze nic już pomóc nie mogą. To oczekiwanie na śmierć.
Modlę się i proszę Boga o wskazówki, jak mam pomóc tej rodzinie. Trzeba ich przygotować na odejście drogiej dla nich osoby, a także ją samą. Rozpoczynam trudne rozmowy o Bogu, śmierci i dalszym życiu po odejściu najbliższej osoby. Chora pacjentka powoli się otwiera, zaczyna ze mną rozmawiać. Opowiada o sobie, swoich nie zrealizowanych planach,
Jestem wdzięczna Bogu, że pokierował moim postępowaniem i sposobem rozmów w tej trudnej sytuacji.
Rodzina pogodziła się z odejściem ukochanej osoby, ona sama też zrozumiała, że życie nie kończy się tu na ziemi. Dusza nie umiera.
Wyszłam ze szpitala, pacjentka została. Otrzymałam wiadomość, że po dwóch miesiącach zmarła spokojnie, pogodzona z Bogiem. Rodzina również przyjęła z pokorą odejście drogiej im osoby. O tych, co odchodzą, pamiętajmy przed Panem w swoich modlitwach.
Alicja z Poznania